Historia Soni

Jedni przeczytają, drudzy nie bo za długie, inni może przemyślą, a jeszcze inni się wzruszą, a część pewnie nigdy o tym nie usłyszy. Chciałabym opisać Wam historię, która jest prawdziwa i przytrafiła się jakiś czas temu. Nie jest mi łatwo o tym pisać ponieważ całe to zdarzenie dotyczy mnie osobiście i mimo że smutne to jednak piękne bo o jest o uczuciu najpiękniejszym na ziemi i w kosmosie. A więc zaczynam: W miejscowości, w której mieszkał mój tata została porzucona przez ludzi maleńka suczka, była w ciąży, pewnie była kłopotem dla ludzi, więc ja zostawili i odjechali. Sunia oszczeniła się, a że mieścina mała to i podejście do psów specyficzne i tak szczeniaki i ich mama zamieszkały na osiedlu. Jak to zazwyczaj bywa szczeniaki znalazły domy, a Sunia została sama. Przerażona i opuszczona zamieszkała w ciemnej piwnicy. Kiedy mój tata ja wypatrzył zaczął ja dokarmiać, ale Sonia (bo od razu dał jej tak na imię), nie pozwała się do siebie zbliżyć, a nawet ugryzła tatę jak próbował ją pogłaskać. Codziennie jednak schodził do piwnicy z jedzeniem dla Soni, aż pewnego dnia kiedy do niej szedł i otworzył drzwi ujrzał ją na wycieraczce. Od tamtej pory byli nierozłączni, Sonia przychodziła do mieszkania na posiłki i drzemki, ale głównie biegała po osiedlu, bo tak była przyzwyczajona i nie chciała nocować w mieszkaniu. No i oczywiście pewnego dnia mój tata dostał „cynk”, że ludzie z osiedla wezwali hycla, który ma schwytać Sonię, mój tata niewiele myśląc zabrał ja do domu. Hycel,odjechał, więc wyszli sobie na spacer i jak zwykle Sonia wiernie szła przy nodze taty. Nie umknęło to uwadze ludzi, podeszli do taty i zaczęły się pretensje, wyrzuty, ze jak to oni wzywają hycla, a on ukrywa psa. I w tym momencie Sonia stała się naszym psem, dostała medal z adresem, czerwona obrożę, przeszła szczepienia, no i nauczyła się mieszkać w mieszkaniu (co na początku nie było dla niej łatwe). Jak już się oswoiła z mieszkaniem to szybko też opanowała sztukę spania w łóżku 🙂

Sonieczka kochała nas wszystkich, ale najbardziej mojego tatę, zawsze jak spał ona leżała obok niego i jak tylko ktoś próbował podejść do łóżka to pokazywała swoje białe jak perełki ząbki. Tak, tak nawet nam, ale nie odbieraliśmy tego jako psia agresja, my czytaliśmy to tak : „ Wecie, że Was kocham, ale jego bardziej”. Pilnowała żeby nic mu się nie stało. I tak sobie żyliśmy my, Sonia no i Cezar ( upsss… zapomniałam o nim wspomnieć).

Pewnego wieczora tak jak zawsze tata z Sonią poszli spać, z tym, że rano tata już się nie obudził, a Sonia w tym całym zamieszaniu uciekła z domu. Szukaliśmy jej, wołaliśmy i modliliśmy się żeby wróciła. Soni nigdzie nie było.

Na drugi dzień ciocia wyszła z Cezarem na spacer i wołała ją, aż w pewnym momencie Cezar postawił uszy i zaczął ciągnąć ciocię w kierunku małego lasku, koło naszego bloku, a ze ciocia jest starszą osobą i nie miała siły go odciągnąć poszła za nim. Cezar zaprowadził ja do Soni. Leżała pod krzaczkiem, wyglądała tak jakby spała, zwinięta w kuleczkę, ale ona odeszła i wiernie poszła za swoim Panem. Jej małe psie serduszko wiedziało i czuło co się stało, że już się do niego nie przytuli, nie poczuje jego dłoni na swojej główce. Nie, nie chciała tej rozłąki, nie wytrzymała, wiernie poszła za tatą. Siedzą sobie pewnie teraz razem, chodzą na te swoje spacery i rozmyślają. I taka to historia psiej miłości.

Więc jeśli kiedykolwiek ktoś powie mi, że zwierzęta nie czują zawsze odpowiem: „ Czuja dużo bardziej i dużo piękniej niż my !!!” Nigdy nie miałam co do tego wątpliwości, a Sonia tylko umocniła we mnie przekonanie o tym pięknym uczuciu.

 

autorka: Ania Tomera­ Karulak

  • KONTAKT

    Stowarzyszenie Wolontariuszy Kundellos

     

  • s.o.s. gdy boi się burzy pies

  • s.o.s. gdy boi się huku pies.

  • Zostań wolontariuszem!